sobota, 19 marca 2016

rozdział 12 - Jak to podarł ci bluzkę? Tak po prostu?

Witamy was, tym razem na początku, może to poskutkuje
i doczekamy się jakiś komentarzy, ale ja oczywiście nie naciskam :) . 
Mamy nadzieje, że rozdział będzie się wam podobał i zostawicie po sobie jakiś ślad.
 Zobaczymy czy dodamy jakiś bonus w święta, więc nic nie obiecujemy. Zależy czy będziecie chcieli
 ( jak będzie co najmniej 1 komentarz to dodamy, a jeśli nie będzie żadnego to zobaczymy czy będziemy miały jakiś pomysł) tak więc nie przedłużając zapraszamy do czytania i do zobaczenia niedługo.( plus w tym rozdziale pojawiły się linki do stroju Rosalie więc jak wam się podoba takie rozwiązanie to piszcie, a będziemy dodawać to częściej)
Małgosia i Luna

Alice 

Po paru sekundach drzwi się otworzyły i stanęła w nich drobna, brązowowłosa kobieta.
- Esme! - krzyknęłam i przytuliłam ją. 
- Ekhem, dzień dobry, miło cię.. - Zaczęła.
Ale nie dałam jej skończyć, bo weszłam do domu rozglądając się.
- Wow, w mojej wizji wydawał się mniejszy. Jest taki piękny i... O mój Boże jakie cudowne meble, sama wybierałaś? Musisz mieć wspaniały gust. Pracujesz jako dekoratorka wnętrz? - Zasypałam ją pytaniami, odwracając się w jej stronę z uśmiechem. Przy okazji zauważyłam, że Jasper również wszedł do domu i przywitał się z kobietą.
- Dziękuje bardzo za komplementy, tak ja sama wszystko dobierałam i ustawiałam. Przepraszam że zapytam ale mogła byś mi powiedzieć jak masz na imię i skąd znasz moje? - Zapytała przyglądając mi się z zaciekawieniem.
- Ojej znowu zapomniałam, - Uderzyłam się ręką w czoło. - zawsze jak spotykam kogoś po raz pierwszy zapominam się przedstawić. Jestem Alice, a to mój partner Jasper. Przyszliśmy tu prosić was o to żebyśmy mogli z wami zamieszać. A co do tego skąd znam twoje imię, może poczekamy na resztę rodziny. Edward i Emmett powinni wrócić za niecałe pół godziny. A Carlisle powinien być chwile po nich.
- Jasne, masz racje bez sensu powtarzać wszystko parę razy. Myślę, że będziecie mogli tu zamieszkać, ale to nie tylko moja decyzja więc muszę poczekać na męża i synów.
- Oczywiście to my może rozejrzymy się na górze i zobaczymy jaki pokój by nam odpowiadał? - Zapytałam
- Czujcie się jak u siebie w domu. - Odpowiedziała i uśmiechnęła się ciepło.
Czym prędzej chwyciłam Jaspera za rękę i pobiegłam z nim na pierwsze piętro.
- Szybko Jazz, w wizji widziałam idealny pokój dla nas, pokarze ci go. - Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. - Cudowny prawda, spójrz na ten piękny widok na las.
- To prawda Alice jest cudowny, ale wygląda na to że ktoś już w nim mieszka, więc chodź znajdziemy jakiś inny, który będzie wolny. - Zaproponował, a ja wygięłam usta w podkówkę.
- Jazz, ja nie chce innego ten jest idealny,wiesz jaką on ma dużą garderobę. Edwardowi nie jest potrzebna taka duża i stoi w połowie pusta, a szkoda żeby tyle miejsca się zmarnowało. - Wyjęczałam.
Nagle usłyszałam otwieranie drzwi, obejrzałam się w tamtą stronę i ujrzałam piękną blondynkę, która patrzyła na mnie przyjaźnie. Była ubrana w fioletowo-białą koszule, czarne rurki i tego samego koloru szpilki. ( ubrania i szpilki)
- Cześć, jestem Rosalie i z tego co słyszałam jak rozmawialiście z Esme, chcecie tu zamieszkać tak?
- Hej, ja jestem Alice a to mój chłopak Jasper, - Tym razem nie zapomniałam o przedstawieniu się. - tak bardzo byśmy chcieli mieć rodzinę i żyć tutaj z wami.
- I rozumiem, że podoba ci się ten pokój? - Zapytała z chytrym uśmieszkiem.
- Tak, bardzo nam się podoba, ale widzimy że jest już zajęty więc poszukamy innego. - Odpowiedział Jasper.
- Ależ nie ma problemu, możecie tutaj mieszkać tylko trzeba wynieść rzeczy Edwarda i zmienić meble. Nie ma co ukrywać, chłopak nie ma dobrego stylu. - Powiedziała Rosalie.
Pisnęłam ze szczęścia i zaczęłam układać wszystkie płyty i książki do kartonów które znalazłam w kącie.
- Ale to na pewno nie będzie problem? Ja byłbym zły gdyby ktoś obcy zaczął wynosić rzeczy z mojego pokoju i tak po prostu się wprowadził. - Zapytał się Jasper z obawą.
- Tak jak mówiłam, nie ma sprawy. Ja z Emmettem lubimy denerwować Edzia więc to nie będzie dla niego żadna nowość. Będzie trochę zły, ale kiedyś mu przejdzie, poza tym muszę się jakoś odegrać za to że  porwał moją ulubioną brązową bluzkę tydzień temu. Jeszcze nie wymyśliłam nic żeby się zemścić więc wy mi trochę pomożecie. - Uśmiechnęła się i mrugnęła do mnie.
- Jak to podarł ci bluzkę? Tak po prostu? - Zapytałam przerywając pakowanie rzeczy.
- Wyobraź sobie, że tak. Gonił mnie po całym domu, ponieważ nazwałam go rudym a on nienawidzi tego przezwiska, złapał mnie za bluzkę i rozdarła się na szwie. - Odpowiedziała z morderczym spojrzeniem.
- Jak tylko spróbuje dotknąć moich rzeczy to przysięgam że mu ręce wyrwę. - Syknęłam.
- Spokojnie dopóki mu nie podpadniesz nic ci nie zrobi. Ale widzę że ty też lubisz ubrania, czy mi się wydaje?
- Lubi? To niedopowiedzenie, ona mi groziła że jeśli nie wezmę jakiejś głupiej koszuli będę się po nią wracał setki kilometrów. - Jęknął Jasper.
- To nadal cię obowiązuje kotku, jeśli zobaczę przy rozpakowywaniu się, że jej tam nie ma, nie ręczę za siebie. - Posłałam mu mordercze spojrzenie. - A co do zakupów i ubrań to kocham te słowa. Mogłabym chodzić po sklepach przez niezliczoną liczbę godzin.
- W końcu ktoś kto mnie rozumie, zawsze jak jadę do galerii to każdego muszę wyciągać siłą, a jak z nami zamieszkacie to wreszcie będę miała siostrę która uważa tak samo jak ja. - Wykrzyknęła i przytuliła mnie.
- Też się cieszę bo z Jasperem nie było żadnej zabawy bo tylko marudził, ale dobra przestańmy gadać i weźmy się do roboty, ja już wszystko spakowałam, więc Jazz mógłbyś przenieść to do piwnicy? - Zapytałam robiąc słodkie oczka.
- Przed chwilą na mnie marudziła a teraz każe mi zanosić te pudła, i weź tu zrozum kobiety. - Westchnął.
- Dziękuje skarbie, ja z Rose będziemy w salonie. - Powiedziałam, posłałam mu buziaczka i zeszłyśmy z Rosalie do salonu. Trochę porozmawiałyśmy o modzie, ale nie mogłyśmy długo dyskutować na ten temat ponieważ, po chwili przyszedł Jasper, a w drzwiach wejściowych pojawiły się trzy wampiry.

piątek, 4 marca 2016

Rozdział 11 - -Co? Ja ci przecież nic nie obiecywałem.



                                                                              Jasper
Gdy tylko wstał świt i słońce zaczęło lśnić w falach oceanu zaczęliśmy zbierać nasze ubrania porozrzucane w promieniu parunastu metrów. Co chwilę to ja, to Alice zerkaliśmy na siebie z lekkim uśmieszkiem ,ponieważ ostatnia noc była dla mnie naprawdę niesamowita i mam nadzieję, że Alice również się podobało.
-Ja już jestem gotowa i ubrana, a ty? - Powiedziała dziewczyna odwracając się w moją stronę.
-Już prawie! - Odpowiedziałem wkładając jedną nogę w spodnie i szukając podartej koszuli.
-Powiedz ślicznotko jak ty to robisz, że tak szybko zawsze jesteś ubrana, a wczoraj nie mogłaś  sobie poradzić z guzikami od mojej koszuli i w ostateczności rozerwałaś ją na pół? - Zapytałem.
-Wczoraj i tak to pewnie zrobiłam szybciej niż ty byś to robił, wiec się nie spinaj tak przystojniaczku bo ci jeszcze żyłka pęknie.
- Przecież ja się nie denerwuje, jak dla mnie to tylko koszula. To ty zawsze przywiązujesz wagę do ubrań i tych wszystkich kolorów a wydawało mi się, że ta bardzo ci się podobała. Więc jestem zdziwiony, że tak po prostu ją podarłaś. - Oznajmiłem z powagą.
- Teraz musisz się czepiać tego co robiłam wczoraj w nocy? 
- Nie czepiam wszystkiego co wczoraj robiłaś, bo niektóre rzeczy były bardzo przyjemne, tylko nie rozumiem po co podarłaś tą koszule. - Wiedziałem, że troszeczkę denerwuje ją ta rozmowa, ale postanowiłem brnąć w to dalej. Przecież się nie obrazi za takie niewinne droczenie się.
- Bo nie mogłam odpiąć guzików. - Warknęła.
- Trzeba było poprosić mnie o pomoc. - Odpowiedziałem uśmiechając się.
Alice przez chwilę stała przede mną  z poważną miną, więc zrozumiałem że powinienem przestać ją denerwować, zanim postanowi się jakoś odegrać. Ale zanim zdążyłem jakoś zareagować dziewczyna pokazała mi środkowy palec, odwróciła się i pobiegła przed siebie tak szybko, że nie zdążyłem mrugnąć, a wkurzona ślicznotka była już daleko w lesie zostawiając mi wszystkie nasze bagaże.
 Goniłem ją z dobre 1,5 godziny. Biegłem za nią krzycząc ,,no Alice, daj spokój to było dla żartów, no poczekaj na mnie!”. Gdy dziewczyna się wreszcie zatrzymała, zacząłem ją przepraszać i wręczając jej kwiatki zebrane po drodze ucałowałem ją w rękę. Zauważyłem , że się jej to spodobało bo wreszcie się do mnie uśmiechnęła.
-No nareszcie ile mogłem czekać na ten twój słodki uśmiech, co? - Zapytałem z ulgą na sercu.
-W sumie to zależy, bo jak byś mi nie dał tych kwiatków i nie obiecał kochania się dziś wieczorem, to pewnie długo. - Oznajmiła z jeszcze większym uśmiechem na twarzy.
-Co? Ja ci przecież nic nie obiecywałem. - Zdziwiłem się
-To co nie będzie wieczornego sexu? -  Spytała z  miną zbitego pieska.
Widząc, że posmutniała chwyciłem ją w talii podniosłem nad ziemię i obróciłem parę razy .
-Tego nie powiedziałem. - Wyszeptałem jej do ucha.
- Wiedziałam, że nie możesz mi się oprzeć. - Zachichotała. - Ale to zostawmy na później, musimy ruszać w dalszą drogę. - Oznajmiła i złapała mnie za rękę.
 Od razu bez narzekania podniosłem nasze walizki i pobiegliśmy razem w las.
Po drodze jeszcze trochę ze sobą rozmawialiśmy na różne tematy związane z naszą przyszłością. Zorientowałem się, że dziewczyna ma wobec mnie poważne plany i w cale mnie to nie zdziwiło ponieważ miałem podobnie. Potem przez dłuższy czas biegliśmy w ciszy, zrobiliśmy jeszcze po drodze parę przerw na zaspokojenie głodu. Tak szybko i miło mijał mi czas z Alice, że aż nie zorientowałem się kiedy dotarliśmy na wielką polanę w lesie niedaleko jakiegoś miasteczka.  
Na łące stał duży biały dom w większości przeszklony. Miał on parę balkonów obrośniętych w większości bluszczem, a wejście było ozdobione fioletowymi i niebieskimi kwiatami. Na pierwszy rzut oka widać było, że ktoś kto tu mieszka kocha zajmować się roślinami.
-Jesteśmy na miejscu? - Zapytałem, lecz dziewczyna mi nie odpowiedziała, tylko cały czas wpatrywała się w dom.
-Piękny dom co nie? Jestem ciekawy jak wygląda w środku.- Ponownie zapytałem, ale od strony Alice cały czas nie było odzewu.
-Nad czym ty tak intensywnie myślisz kotku? - To pytanie wreszcie dało jakiś rezultat.
-Jestem ciekawa czy mają tam dość dużą garderobę albo chociaż szafę na wszystkie moje ubrania.- Oznajmiła dziewczyna, a w jej głosie wyczułem, że mówi na serio.
-To co pukamy? - Zapytała Alice.
-A co powiemy? Przecież to dziwne, że nagle para nieznajomych wampirów puka do drzwi z pytaniem „czy macie dość dużą garderobę na moje ciuchy?” -  Stwierdziłem.
-Nie no, głuptasku przecież tak nie zapytam od razu, to potem, a w razie czego oddasz mi swoją.-Oznajmiła mi trzepocząc rzęsami i przechylając głowę na bok.
Nie kłócąc się więcej (bo w kwestii ubrań, sprzeczając się z Alice zawsze jestem za przegranej pozycji)  kiwnąłem głową. Dziewczyna widząc to uśmiechnęła się jeszcze szerzej, podbiegła do drzwi i zapukała. Nie mając innego wyjścia stanąłem obok niej.

Cześć witamy po tej ,, przerwie" i z przykrością stwierdzamy, że komentarzy jak
nie było tak dalej nie ma. Cały czas czekamy chociaż na najkrótszą ocenę naszej historii ( newet
negatywną). Więc prosimy chociaż o te króciutkie komentarze i widzimy się za 2 tygodnie. 
Do zobaczenia :).